Forum Klan FortunaeFilii
Los nam sprzyja!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Wybawcy" - opowiadanie

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Klan FortunaeFilii Strona Główna -> Wspomnienia / Off-Topic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mallory




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:23, 19 Mar 2007    Temat postu: "Wybawcy" - opowiadanie

Nowe czasy, nowy swiat, nowe opowiesci. Ponizej krotkie opowiadanko, luzno osadzone w swiecie, w ktorym sie obecnie bawimy. Jak ktos ma chec i czas zapraszam do lektury i wyrazania opinii. Bez litosci dla autora Wink


Leżący w gęstych, przydrożnych zaroślach mężczyzna nieznacznie uniósł rudą głowę, wpatrując się w wijący się nieco poniżej wąski, leśny trakt. Podrapał się, wyciągając z włosów drobne gałązki i źdźbła trawy. Zaklął plugawie na skórznę, która boleśnie odciskała ciało i odruchowo musnął leżący obok łuk. Trzeba było przyznać, że była to broń niezwykle piękna. Posrebrzane łęczysko wykonano ze sprasowanych ze sobą warstw rogu i kości, a cięciwę umocowano na skomplikowanym systemie wielokrążków, wskutek czego łuk oglądany z boku wyglądał niczym wyszczerzona w uśmiechu paszcza pełna zębów. Nie do śmiechu jednak było tym do których wypuszczono z niego strzałę. Tak skonstruowany system naciągu zapewniał wprost nieprawdopodobną siłę rażenia. Wystrzelony pocisk z łatwością przebijał gruby napiersnik tak jakby zrobiony był z cieniutkiego pergaminu.

Człowiek ułożył się wygodniej na brzuchu i podparł brodę na zaciśniętej pięści ze znudzeniem wpatrując się w wyżłobioną kołami wozów drogę. Wiosenne słońce podświetlało unoszące się nad nią drobinki kurzu wywołane niedawnym przejazdem kupieckiej karawany. Wiedział, że ma jeszcze sporo czasu dlatego oddał się rozmyślaniom wracając pamiecią do niedawnych wydarzeń.
***********************
- No więc, pewnie nie wiecie co zrobić, mam rację? – głos przechadzającego się nerwowo przywódcy odbijał się gluchym echem od ścian i wysokiego sklepienia zamkowej sali zebrań. – Nie macie pomysłu ani pojęcia co uczynić, żeby ci cholerni wieśniacy i mieszczanie przestali się wreszcie buntować przeciw naszej władzy, a zaczęli jak na poddanych przystało płacić podatki?

Przeciągłe milczenie zgromadzonych i wbite w powałę, tudzież w posadzkę spojrzenia były dość wymowną odpowiedzią. Ktoś kaszlnął, inny ukradkiem pociągnął z manierki, korzystając z miejsca w cieniu arkad, ktoś z kolei zaszural buciorem. Przywódca przystanął nagle, uśmiechnął się z błyskiem w oku i powiódł wzrokiem po podwładnych.

- Od tego właśnie tu jestem, by wam powiedzieć, co musimy zrobić. Natomiast wy od tego, by wykazać się pomysłowością i wprowadzić zamiary w życie – podjął po chwili wygładzając dłonią poły kaftana. – Problemem nie jest to, że nas nie lubią, względnie się nas boją. To naturalne, że chłop czy kupiec boją się stojącego nad nim pana i starają się mu życie uprzykrzyć. Przyczyny tego nie wyeliminujemy, bo tak już bogowie w swej mądrości świat urządzili i nie nam to zmieniać. My musimy przeciwstawić się skutkom. Pytanie jak to zrobić. Jak sprawić, by się przeciw nam nie buntowano, podatki płacono skrupulatnie i w terminie i nie gadano źle po wsiach i miasteczkach? Słucham, jakieś propozycje?

- Obniżyć podatki? – bąknął stojący z przodu ork przerywając ciszę
- Głupiec – syknął ktoś z tyłu
Dowódca uśmiechnął się tylko i pokręcił leciutko głową.
- Obniżenie podatków niczego nie zmieni, jakie by nie były i tak zawsze znajdą się tacy, którzy powiedzą że są za wysokie i nie chcą ich płacić.
- Może zatem spacyfikować jakąś wioskę – zaproponował siwobrody krasnolud – Zatłuc paru wichrzycieli, puścić czerwonego kura. Nic tak nie wzmaga miłości do władzy jak strach.
Kilka pomruków aprobaty przetoczyło się po sali.
- Też nie, choć pomysł nie tak znów zły. Przez coś takiego możemy mieć na karku regularne powstanie, a złoto nie lubi niespokojnych czasów. Inne pomysły?
Tym razem nikt się nie odezwał.
- Dobrze zatem, żeby nie przedłużać... Poddani nie muszą nas lubić, ale muszą wiedzieć że jesteśmy w stanie ich obronić, muszą wiedzieć, że mogą na nas liczyć w trudnych chwilach i że potrafimy sobie poradzić z zagrożeniemi. Krótko mówiąc, jeśli będą na nas polegać wtedy nie będzie więcej kłopotów z szemraniem przeciw płaceniu podatków, a o to nam chodzi. Złoto ponad wszystko. Muszą bać się czegoś bardziej niż nas, a my musimy poradzić sobie z nękającym ich problemem. Wtedy wdzięczność zmieni sie posłuszeństwo
*************************
Tak, pomyślał leżący w krzakach łucznik. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, czasy spokojne, zagrożen brak, a poza tym, kto chciałby nadstawiać głowy za plebs? Za rolników, wieśniaków?! Rudy mężczyzna szczerze się nimi brzydził i pałał do nich gorącą nienawiścią. Może dlatego, że sam wywodził się z pospólstwa, ale mieszanka sprytu, determinacji i braku skrupułów spowodowała, że udało mu się wspiąć po społecznej drabinie? A może z powodu wielowiekowej niechęci, którą wzajemnie darzyli się myśliwi i rolnicy? Dość rzec, że chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Utrzeć nosa butnym chłopkom i jednocześnie wykazać się inicjatywą przed dowódcą, który dał im kilka dni na wymyślenie w jaki sposób sprawić, by pospólstwo poczuło potrzebę zwrócenia się do ich oddziału z prośbą o pomoc i protekcję. Myśliwy postanowił sprawić niespodziankę i zamiast pomysłów pochwalić się podjętymi działaniami. Nawet jesli wymagało to długiego wyczekiwania w krzakach. Jego plan opierał się na dość prostym założeniu. Skoro zagrożeń dla spokojnych rolników i kupców brak, to należy je stworzyć.
Leżał tak jeszcze jakiś czas kontemplując otaczającą go zieleń i nasłuchując świergotu ptaków, gdy z zamyślenia wyrwał go widok wyłaniającego się zza odległego zakrętu niedużego wozu. Po chwili do jego uszu doszedł turkot kół i poskrzypywanie toczącego się pojazdu. Zmrużył oczy i skoncentrował się na dwóch siedzących na koźle sylwetkach. No, to zaraz się zacznie, pomyślał. Jeden z głównych wichrzycieli, okoliczny chłop zwany Krostką przysłuży się pięknie naszej sprawie.

Rudy myśliwy przyklęknął i podniósł łuk. Z kołczanu wyjął dwie długie strzały srebrszystej barwy. Jedną z nich nałożył na cięciwe, a drugą wbił w miękką ziemię prze sobą. Chwycił mocniej łęczysko i naciągnął solidnie broń, aż pióra lotki załaskotały przyjemnie po policzku. Wziął na cel woźnicę, wypuścił spokojnie resztki powietrza z płuc i zwolnił cięciwę. Strzała wyprysnęła z sykiem mknąc tak szybko, że zdawała się być srebrzystą smugą, kometą, która jakimś cudem spadła z nieboskłonu do krain śmiertelników, kontunuując tu swą wędrówkę. Pocisk trafił czysto, prosto w pierś, wchodząc w ciało ofiary niczym rozgrzany nóż w masło. Krostka nawet nie zdążył jęknąć, gdy strzała przeszyła mu serce, płuco i rozrywajać arterie wyszła obok łopatki i przybiła go do burty wozu. Zwiotczał błyskawicznie i obwisł ściągając gwałtownie lejce w pośmiertnym skurczu. Pociągowy koń zdezorientowany nagłym szarpnięciem woźnicy zarżał i przystanął. Strzelec nie czekał aż drugi z jadących wozem zareaguje na nagłą śmierć towarzysza. Wyrwał z ziemi strzałę i ponownie płynnymi, wyćwiczonymi latami praktyki ruchami nasadził ją na cięciwę, szybko naciągnał łuk, przymierzył i wypuścił pocisk. Drugi z chłopów został trafiony niemal w to samo miejsce co towarzysz. Nawet nie zdążył poczuć, że umiera.

Łucznik poderwał się z ziemi i pobiegł w kierunku wozu, machając jednocześnie w kierunku zarośli po przeciwnej stronie drogi. Po chwili wyłoniła się z nich postać, odziana w długą szatę i truchtem podążyła za myśliwym, który w tym czasie począł wyprzęgać konia.

-No, to ja swoje zrobiłem, teraz twoja kolej – sapnął głośno i zaklął szpetnie mocując się z uprzężą – a konika sobie weźmiemy, straszna chabeta, ale może się do czegoś przydać.

Drugi z mężczyzn, charakterystyczna szata zdradzała w nim magika,
pokiwał głową w milczeniu i popatrzył na przyszpilone strzałami do wozu ciała. Sięgnął do obszernej sakwy, zwisającej przy pasie i po chwili wyciągnął z niej garść żółtawego, ostro pachnącego proszku. Posypał nim dwa ciała i przywołał gestem łucznika, który ze stęknięciem uwolnił je od sterczących z piersi strzał.

- A może... – mag sięgnął po kolejną garść do sakwy i szerokim gestem rozpylił proszek posypując nim tak ciała, jak i burty wozu – Zrobimy tak jak ja mówiłem, no wiesz, raz dwa machnę zaklęcie i te dwa ścierwa tutaj zmienią się w piękne ożywieńce, potem się je wyśle do wioski. Ludzie boją się trupów, szczególnie jeśli te mają w zwyczaju podrygiwać kończynami i z wyciem atakować wszystko co żywe.

- Trzymamy się planu – drugi z mężczyzn wycierał właśnie strzały o kępkę przydrożniej trawy, po czym kciukiem sprawdził ostrość grotów – Jak zadziała to następnym razem zrobimy po twojemu, a teraz dawaj kostur, muszę jeszcze wyskrobać ślady – łucznik splunął soczyście i poprawił kołczan – Czemu do ciężkiej zarazy nie spalisz tego wozu kulą ognia jak na maga przystało tylko babrasz się z jakimś dziwacznym proszkiem. Chcesz ich upudrować po śmierci, żeby ładniej wyglądali?
Mag uśmiechnął się z wyższoscią, podając rudowłosemu swój kostur. Po chwili podjął przerwaną pracę i powrócił do posypywania ciał i wozu dziwną substancją z sakwy.

- To co raczyłeś nazwać pudrem, to siarka wymieszana z białym fosforem – mag nagle kichnął potężnie rozsiewając dookoła siebie żółtawą mgiełkę. Otarł nos i zaklął cicho – Niezwykle łatwopalna i śmierdząca. Mieszanka bardziej trująca i niebezpieczna niż krasnoludzki bimber. Najważniejsze jednak, że jeśli przypętałby się tu jakiś świętoszkowaty kapłan czy mag to nie wyczuje ani śladu magii, bo też i jej nie użyjemy. Gdybym spalił tych tutaj i ich wóz kulą ognia od razu domyśliłby się, że użyto tu czarów, a nie o to nam przecież chodzi. Każde dziecko natomiast wie jakie stworzenia i ich ogień śmierdzi siarką.

Łucznik słuchał, kreśląc z mozołem jakieś wzory kosturem na ubitej drodze. Od czasu do czasu przerywał pracę postękując cicho. Po dłuższej chwili droga na przestrzeni kilkunastu metrów pokryta była znakami. Trzy linie o wspólnym środku, każda długa na mniej więcej pół metra. Jedna skierowana w przód, a dwie pozostałe w tył, tworzące mniej więcej kąt prosty. Mężczyzna wyprostował się i krytycznym spojrzeniem obdarzył nowopowstałe dzieło.

-Chodź no tu na chwilkę – krzyknął w kierunku zajętego przy wozie maga – I oceń wprawnym okiem, znawco demonów i truposzy.
Czarodziej sypnął chojnie ostatnią garścią siarki na wóz i powoli podreptał w kierunku towarzysza, patrząc na wyryte przez niego w pyle drogi znaki. Pierwsze skojarzenie jakie mu przyszło na myśl, to takie, że ślady wyglądały jak pozostawione przez ogromną kurę, stawiająca przy okazji dość drobne kroczki i kulejącą na prawą łapę.
-Dla kmiotków wystarczy – podsumował wysiłki łucznika – Podpalamy?
Rudowłosy pokiwał głową, podszedł do pasącego się spokojnie nieopodal konia i chwycił go mocno za uzdę. Mag w tym czasie wrócił niespiesznie do wozu, wyjął z sakiewki krzesiwa i pochylając się spokojnie i metodycznie począł nimi uderzać o siebie. Chwilę później błysnęly iskry i opadły na kupkę proszku, opodal trupa woźnicy. Mag zakasał szaty i nie oglądając się za siebie potruchtał w kierunku łucznika. Drugi mężczyzna z ciekawością obserwował wóz. Proszek najpierw począł głośno syczeć, po to by następnie buchnąć niewielkim kłębem dymu. Myśliwy sceptycznie patrzył na pierwsze pełgające po deskach wozu płomienie i przebierającego w pośpiechu nogami maga. Po chwili jego wątpliwości dotyczące sensu zabiegów czarodzieja zostały rozwiane. Błysnęło oślepiająco, huknęło przeciągle, a płomienie buhnęły na wszystkie strony obejmując w swe niepodzielne władanie deski wozu, ubrania i ciała martwych chłopów. Siła podmuchu obaliła maga, połami szaty poszorował po twardym podłożu wniecając obłoczek kurzu. Trzymany za uzdę koń zarżał dziko i usiłował stanąć dęba, zupełnie jakby poczuł w żyłach niemiłosiernie rozwodnioną krew rączych przodków, pędzących w odległej przeszłości tabunami poprzez rozległe stepy.
- O kurwa – skomentował rudowłosy
Mag pozbierał się z ziemi i nerwowo przygładził nadpalone żarem włosy na potylicy.
-Zbierajmy się prędko – zaoorydnował, otrzepując szatę – kmiotki mają swoje zagrozenie, swojego potwora, którego będą się bali
- Oszem, mają swojego smoka, od którego my ich w odpowiednim czasie i za sowitą opłatą uwolnimy. Szef będzie zadowolony – myśliwy uspokoił wreszcie wierzgającego konia i cisnął na ziemię kawałek pokrytej gadzią łuską skóry, wyciągnięty uprzednio zza szerokiego pasa. Mężczyźni ruszyli w kierunku lasu i po chwili ich sylwetki rozmyły się między drzewami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yoricca




Dołączył: 22 Gru 2006
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z najgorętszych płomieni.

PostWysłany: Pon 13:38, 19 Mar 2007    Temat postu:

Cytat:
Zaklął plugawie na skórznę

Skórznię.

Cytat:
łęczysko wykonano ze sprasowanych ze sobą warstw rogu i kości, a cięciwę umocowano na skomplikowanym systemie wielokrążków,

Ten fragment w nachalny sposób przywodzi mi na myśl opis łuku Milvy z tomu "Chrzest ognia" Sapkowskiego. Nie posądzam Cię, broń Boże, o plagiat, lecz skojarzenia są straszliwie sugestywne.


Cytat:
To naturalne, że chłop czy kupiec boją się stojącego nad nim pana i starają się mu życie uprzykrzyć.

Chłop - rozumiem. Jakiś biedny mieszczanin - czemu nie. Ale kupiec? Kupcy (jak i rzemieślnicy) zrzeszeni byli w gildiach. Gildia - za lichwiarski procent od zarobku okpiekowała sie każdym swoim członkiem i chroniła go. Wielmoża - nader często u kupców i lichwiarzy zadłużeni na bajeczne sumy robili co mogli, by zyć z tymi gildiami w zgodzie. Gildie kupieckie - zazwyczaj niewyobrażalnie bogate płaciły tak wysokie podatki, że władze miejskie umożliwiały im rozwój i spokojną egzystencję. Dlatego niezrozumiały jest dla mnie ten konflikt kupiec - pan.



Cytat:
A może z powodu wielowiekowej niechęci, którą wzajemnie darzyli się myśliwi i rolnicy?

Ten wątek prosi sie o rozwinięcie. Właśnie zastanawiałam się, skąd ten antagonizm, kiedy Ty zupełnie porzuciłeś już ten temat.


Cytat:
Wziął na cel (...), wypuścił spokojnie resztki powietrza z płuc i zwolnił cięciwę.

I znowu jakby wziete z prozy Sapkowskiego. ;]


Cytat:
Drugi z mężczyzn, charakterystyczna szata zdradzała w nim magika,
pokiwał głową w milczeniu

Kosmetyka. Ja bym to napisała:
Drugi z mężczyzn (charakterystyczna szata zdradzała w nim magika)
pokiwał głową w milczeniu...
Lub:
Drugi z mężczyzn - charakterystyczna szata zdradzała w nim magika -
pokiwał głową w milczeniu...

Zastanawia mnie jeszce ten "Krosta". Do samego końca nie wiemy jak się nazywa główny bohater opowiadania, ale znamy przezwisko (imię?) jakiegoś tam woźnicy, którego cała rola w opowiadaniu sprowadza się do grzecznego odwalenia kity. Na Twoim miejscu albo nazwałabym łucznika, albo pozbawiła woźnicę jego wdzięcznego pseudonimu.

Z moich komentarzy możesz skorzystać, możesz też zupełnie je zignorować. Wielkich poprawek w tekst nie wnoszą, są raczej wyrazem mojego czepialstwa.

A opowiadanie bardzo mi się podobało. Niebanalne i napisane ładnym językiem. Mam wrażenie, że to nie Twoje pierwsze, o tym pewnie sie przekonam kiedy przekopię ten dział Smile.
Kiedy napiszesz kolejne - nie zapomnij wkleić. Specjalnie dla Ciebie będę trzymać słownik przy kompie (i tomik "Wiedźmina" z zaznaczonymi opisami walki lub sztuki rzemieślniczej Razz).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yoricca dnia Pon 13:41, 19 Mar 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amys




Dołączył: 26 Paź 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pustynia

PostWysłany: Pon 13:38, 19 Mar 2007    Temat postu:

A gdzie ciag dalszy? Pisz Rudy! Ty wiesz jak lubie czytac Twoje opowiadania (zawsze sie ubawie doskonale).
Ps. A to z lapami kury to juz gdzies czytalam Wink

odp. dla Yori:
O to to to! Nie moglam sobie przypomniec skad to znam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amys dnia Pon 13:41, 19 Mar 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yoricca




Dołączył: 22 Gru 2006
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z najgorętszych płomieni.

PostWysłany: Pon 13:39, 19 Mar 2007    Temat postu:

Ps. To z łapkami kury... No tak... "Achaja" Ziemiańskiego...? Podstęp Zaana i Siriusa?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Klan FortunaeFilii Strona Główna -> Wspomnienia / Off-Topic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin