|
Klan FortunaeFilii Los nam sprzyja!
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Oriana
Dołączył: 14 Sie 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Mroczna Wioska
|
Wysłany: Pią 14:09, 25 Sie 2006 Temat postu: Opowieści dziwnej treści. |
|
|
Bywa tak czasem, że nad światem Aden mrok zalegnie nieprzenikniony i tylko cztery ściany karczmy zostają. Co zapamiętałam z owego szalonego wieczoru, to spisać próbowałam. Nie jest to powieść najwyższych lotów, ufam jednak, że miło wam będzie zagłebić się w treść owej opowiastki.
Oriana wpadła zdyszana do karczmy. Większość siedziała juz na swoich ulubinych miejscach, brakowało jedynie Cienia, Myśliwego i szefuńcia, zwanego też Rzezimieszkiem. Zmęczona elfka skierowała sie wprost do kontuaru i porwała pierwszy z brzegu kubek, chcąc jak najszybciej ugasić pragnienie. Napój, którego dotąd nie dane jej było spróbować, rozpalił gardło i żołądek żywym ogniem. Obraz przed oczami zawirował i dziewczyna przysiadła na ławie. Ogarnęła ją dziwna senność, głowa opadła na złożone na stole ramiona. Na chwilę świat przesał istnieć i spłynęła na nią ciemność...
Oriana zamrugała szybko i jak przez mgłę spostrzegła przemykającego pod ścianą Nazara.
Usłyszała głos Angrima:
-O ktoś wślizguje się tyłkiem do karczmy...chyłkiem znaczy.- wypowiedź zakończył tubalny śmiech podpitego Aptekarza. Nagle głos uwiązł mu w gardle, a na twarzy Cienia pojawił się ponury wyraz satysfakcji. Machnął od niechcenia ręką, ściągając czar milczenia z biednego krasnala. Oriana uśmiechnęła się do siebie, kiedy w głowie zrodził jej się pomysł małego żarciku. Wykorzystując to, że uwagę Nazara ściągnął na siebie Thorid, wymachujący gniewnie toporem w obronie rodaka, zakradła się cichutko za plecy mrocznego maga.
-BU!- krzyknęła, a Cień z przestrachem podskoczył aż po niski strop karczmy, uderzając głową w belkę, po czym jak długi zwalił się na podłogę. Aptekarz zachichotał złośliwie i podszedł do zamroczonego elfa.
-Co, chdzie ja sessem? Chto ty?- bełkotał Nazar- So siee stao?.
Tą chwilę, nie wiedzieć czemu, wybrał sobie Modok na zabiegi dentystyczne. Wiadomo nie od dziś, że każdy członek klanu drugiemu z pomocą w potrzebie przyjdzie, krasnoludzka brać ochoczo ruszyła więc wspomóc orka w zmaganiach. Jedno uderzenie i orcze kły wesoło zastukały o deski podłogi. Modok wyszczerzył nagie dziąsła w makabrycznym uśmiechu, po czym odkorkował trzymaną w dłoni karafkę, wlewając podejrzaną ciecz wprost w rozwartą gardziel. Z ust orka począł wydobywać się gęsty, siwy dym, a gdy się rozwiał, paszcza Modoka znów pełna była pożółkłych kłów. Oriana potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
-Co tu się dzieje?- zamyśliła się. Pogrążona w myślach nie zauważyła lecącego w jej kierunku orka, który z głuchym łoskotem zwalił ją na podłogę. Ciężkie dupsko nie pozwalało jej się ruszyć, a podejrzany zapach dawno nie pranej bielizny (o ile orki takową posiadają) dusił, wyciskając łzy z oczu. Zdołała tylko wyjąkać prośbę, by Modok raczył się z niej podnieść. Ciemność znów spowiła jej wzrok, poczuła tylko, że cięzar z niej znika, a powietrze zdaje się czystsze. Odetchnęła głęboko i pogrążyła się w niebycie.
Brutalne przebudzenie wywołało coś mokrego i lodowato zimnego. Oriana zerwała się młócąc rękami wodę, ochlapując przy okazji nachylającego się nad nią brata. Woda? Wanna? Skąd do diaska wanna w karczmianej izbie? Elfka wygramoliła się z balii, żałośnie spoglądając na usmolone i mokre ubranie.
-Zaraz, zaraz...mokre zgoda, ale skąd ten kopeć?- myśli kłębiły się w jej głowie, a rozum nijak nie mógł tego ogarnąć. Z dezorientacją rozejrzała się po pomieszczeniu. Pobojowisko! Połamane ławy, płonący stół, płonący Nazar oblewany przez Modoka winem z beczułki...Że co? Tego już było dla elfki za wiele. Nerwowy chichot wyrwał się z jej gardła. Kiedy Nazar z wściekłością krzyknął:
-Jeszcze mnie solą i pieprzem posypcie!- nie zastanawiając się wiele Oriana chwyciła solniczkę i rzuciła nią w kierunku Cienia. Jak w transie obserwowała Thorida oblewającego maga oliwą, a gdy ten szukając drogi ucieczki, wyskoczył przez okno, porwała łuk śpiącego Mazrima i odpalając strzałę od świecy posłała ją w ślad za uciekającym elfem. Płomienie ogarnęły ciało Nazara, zmieniając go w żywą kulę ognia, biegnącą na powrót w kierunku karczmy. Gdy szalejący pożar na elfich nogach wpadł do wnętrza, padając na środku karczmy, krasnoludy zasiadły bestrosko, piekąc przy ogniu kiełbaski. Oriana otrząsnęła się.
-Toż to absurd!- przebłysk zdrowego rozsądku przewinął się przez skołowaciały umysł. Kolejne spojrzenie na rozgrywającą się w karczmie scenę, utwierdziło ją w przekonaniu, że najwyraźniej zwariowała. Arevin gdzieś zniknął, krasnoludy w najlepsze rozprawiały z orkiem o wyższości kiełbasy nad kaszanką nad ciałem płonącego Nazara, Mazrim spał w kącie, a Arlene stała pod ścianą jak skamieniała. Jedyne pragnienie jakie w tej chwili kierowało dziewczyną, to cheć jak najszybszego wydostania się z tego obłędu. Szybko skierowała się ku wyjściu, po drodze chwytając rękę ledwo przytomnej Mateczki. Próg miast przybliżać, zdawał oddalać się coraz bardziej, jednak gdy elfki dotarły do celu, za drzwiami czekała już kolejna niespodzianka. Jakaś wystrojona, trzymająca kwilące zawiniątko w rękach Jasna przechadzała się w tą i z powrotem po bruku, co jakiś czas spoglądając na poskrzypujący na wietrze szyld karczmy. Oriana stanęła jak wryta, a wyfiokowana damulka z miejsca ruszyła ku niej.
-Gdzie on jest?- zapytała i widząc dezorientację na twarzy mrocznej wysyczała gniewienie- Gdzie ten nicpoń Nazar?
Oriana zamrugała szybko, wskazała drzwi i wyszeptała:
-Pali się w środku...
-Pali się?!- przerwała jej natychmiast Jasna- Pali się?! O nie, nie tak łatwo się nie wykręci! Dziecko zmajstrował, niech teraz płaci! Rządam alimentów!- miotała się, nerwowo potrząsając płaczącym coraz głośniej zawiniątkiem.
-Nazar! Jakaś pani do ciebie!- Oriana krzyknęła obracając nieznacznie głowę w kierunku wejścia, nie mogąc jednak oderwać spojrzenia od rozzłoszczonej paniusi. Nie doczekawszy się odpowiedzi, widząc, że jasna za chwile wpadnie w furię, dziewczyna zawołała ponownie:
-Nazar, dama się niecierpliwi!- nabrała tchu- Ona chce, żebyś natychmiast przyszedł...mówi, że chodzi o jakieś ala..ale..alimenty!
Na chwilę nad okolicą zapadła cisza, po czym z wnętrza karczmy dobiegł głos Cienia:
-To nie moje!!
Oriana ostrożnie podeszła do Jasnej odchylając rąbek kocyka i przyglądając się dziecku.
-Ja nie wiem, ale to małe, co ma na rękach, do ciebie podobne!- odkrzyknęła spoglądając na paciorkowate oczka i siną skórę malucha. Podbiegła do drzwi, chcąc zajrzeć do środka, w sam raz, by zobaczyć Nazara znikającego w kłębach dymu. Gdy odwróciła się po chwili, spostrzegła, że zarówno Jasna jak i dziecko również zniknęli. Pozostała tylko Arlene, nadal stojąca bez ruchu jak zaklęta.
-Bezpiecznie już?- zapytała, lustrując wzrokiem wnętrze karczmy. Nie czekając na odpowiedź, przemknęła się do środka i posadziwszy Mateczkę na ławie, postanowiła ukryć się na zapleczu. Przekraczając drzwi kuchni, stanęła nagle twarzą w twarz z purpurową ze złości gębą karczmarza. W jej kierunku, wśród przekleństw jakich świat jeszcze nie słyszał, poleciały talerze, łyżki i miski. Kuląc się pod ostrzałem, dziewczyna wycofała się w kierunku głównej izby. Nagle coś trzasnęło pod nogą i Oriana z przerażeniem stwierdziła, że jest to ukochany łuk Mazrima.
-Co tam słychać?- usłyszała głos wyżej wymienionego i odruchowo ukryła szczątki broni za plecami.
-Co tam chowasz mała?- dociekał mężczyzna. Przesuwając się w kierunku rozbitego okna dziewczyna wyrzuciła przez nie chyłkiem połamane łęczysko i wyjąkała tylko:
-Ja? Nic, nic..
W karczmie zaległa niezręczna cisza. Thordan pogwizdując zaczął kontenplować sufit, przydeptując śpiącego na podłodze Modoka, który zerwał sie z głośnym rykiem, a Oriana wbijając wzrok w parkiet poczęla grzebać stopą w kupce popiołu.
-Popsułaś cosik? Mów mnie prędko...- Mazrim zmrużył podejrzliwie oczy.
Jąkając sie, dziewczyna zaczęła wyjaśniać:
-No..bo Nazar..nie chciał sie palić...i przyszła taka pani...i chciała do niego ali...alimenty..i on zrobił puff i zniknął i...
Tu przerwał jej Thordan:
-Popsuła i to nie jedno...okno, drzwi, dwa stoły...- krasnolud począł wyliczać- Oriana z Nazarem troszku błaznowali...
Mazrim zaśmiał się gromko, a policzki dziewczyny pokrył rumieniec gniewu.
-Ja? Ja błaznowałam?- wysapała z wściekłością.
-Modok nie przyłożyć do tego łapa!- zagrzmiał ork.
-No przeca nie ja!- krzyknął Thordan, z sobie tylko znanych powodów wskakując na plecy Modoka i okładając jego łeb trzonkiem topora.
Oriana nerwowo zaciskała pięści starając się powstrzymać złość, jednak po chwili wybuchła:
-A kto na mnie Modoka rzucił, kto stoły rozbił, kto piekł kiełbaski na Nazarze?
Nikt nie zdawał się zwracać uwagi na słowa wściekłej dziewczyny. Modok zrzucił krasnoluda z pleców, a ten przeleciawszy przez pół pomieszczenia stoczył się po schodkach wprost do piwnicznego magazynu. Thordan zakrzyknął wesoło buszując wśród beczułek wypełniających piwniczkę. Mazrim ze złośliwym uśmieszkiem zatrzasnął klapę, dopiero po chwili orientując się, cóż oznacza zamknięcie krasnoluda razem z trunkami. Pochwyciwszy okazję Thordan zablokował drzwiczki od wewnątrz. Ogarnięta furią Oriana zmrużyła nagle z przebiegłością oczy.
- W tych beczułkach jest olej do lamp.- syknęła.
Mazrim rzekł ze śmiechem:
-Olej do lamp? Dajcie pochodnie, a zrobimy sobie noc iluminacyjną!
Elfka porwawszy złamaną stołową nogę i owinąwszy ją resztką tego, co niegdyś było zasłoną, podała Mazrimowi zaimprowizowaną pochodnię. Z nagłym impetem drzwiczki magazynu rozwarły się i wyskoczył przez nie krasnolud, kopnięciem w zadek posyłając do wnętrza orka, po czym pędem wskoczył za przewrócone stoły, padając wprost na kryjących się za nimi Angrima i Thorida.
-Modok, nie wygłupiaj się, wyłaź, trza krasnala podpiec!- zakrzyknęła Oriana.
-Teraz nie wiem którego podpalać, tacy podobni do siebie...- wymamrotał Mazrim
-Pal licho, upieczemy wszystkich- na twarzy elfki pojawił się wyraz mściwej satysfakcji.
Mężczyzna rzucił płonącą żagiew, która zataczając zgrabny łuk w powietrzu poleciała wprost za prowizoczną barykadę kryjącą krasnoludów. Dziewczyna aż zaklaskała w dłonie, z fascynacją obserwując zajmujące się płomieniami brody. Krasnale w popłochu gasiły płomienie, a po izbie rozszedł się nieprzyjemny zapach palonej sierści. Wykorzystując moment przewagi Mazrim chwycił Thordana w pół, wyciągając go na środek sali.
-Trzymaj go, idę po brzytwę!- pisnęła elfka i zniknęła za kuchennymi drzwiami. Po chwili wróciła niosąc ostrze, pędzel do golenia i miskę z jakąś pieniącą się substancją.
-Bez takich!- krzyknęła niedoszła ofiara i krasnolud, kopnąwszy Mazrima w kolano, wyrwał się z uścisku, uciekając w najdalszy kąt karczmy. Chwytając topór, Thordan desperacko zaczął rozglądać się za najszybszą drogą ucieczki.
-Mazrim łap go! Zobaczymy jak krasnal bez brody wygląda! Modok, pomóż!- chisterycznie darła się Oriana.
Nagle Thordan bez ruchu padł na podłogę. Wszyscy przystanęli, rozglądając się z dezorientacją. Arlene, obudziwszy się z letargu, dzięki swej magii zesłała sen na krasnala.
Czy też zaklęcie zbyt mocne się okazało, czy otumaniona czarodziejka wersy pomyliła, fakt faktem jednak, krasnolud zasnął snem wiecznym. Nim ktokolwiek zareagować zdołał, by użyć powszechnej magii przywrócenia do życia ledwo zmarłego, ciało Thordana w zawrotnym tempie zmieniło się w kupkę kości. Oriana zaśmiała się obłąkańczo i wyszeptała:
-Golimy drugiego...
-Tylko brodę i wąsy czy resztę też?- dociekał Mazrim.
Dziewczyna wzdrygnęła się z obrzydzeniem, jasnym więc było, że akcja dotyczyć będzie jedynie zarostu na twarzy.
-Ja się mogę zając resztą- rzekła Arlene, a w jej oczach pojawił się taki sam obłęd, jaki niedawno gościł w spojrzeniu Oriany.
-Będziesz golić czy kastrować? Z ciekawości pytam...- rzekła młodsza z elfek.
-Nie będzie kastrowania!- gwałtownie zaprotestował Mazrim na samą myśl zginając się w pół.
Oriana spojrzała powoli na mężczyzne, a na jej twarzy wykwitł podejrzany uśmiech. Rzuciła Arlene porozumiewawcze spojrzenie, po czym znacząco poparzyła na Mazrima. Człowiek w panice zaczął rozglądać się za schronieniem, a elfki, niczym anioly zemsty nieubłagalnie zbliżały się w jego kierunku. Grad połamanych szczap posypał się w ich stronę. Mazrim znalazł nieoczekiwanych sojuszników w tych, których jeszcze niedawno chciał bród pozbawić. Jeden z odłamków trafił Mateczkę, powalając ją na podłogę. Nie widząc innego wyjścia, Oriana odwróciła się na pięcie, salwując się ucieczką na zewnątrz. Pędem ruszyła w dół ulicy i chcąc sprowadzić pomoc dla nieprzytomnej elfki darła się w niebo głosy:
-Gwałciciele, mordercy, pomoooocy!!!
Niczym za dotknięciem czardziejskiej różczki, wokół niej zaczęła formować się armia kobiet uzbrojonych w co popadnie: widły, pałki, parasolki. Dysząc z nienawiści domagały sie wskazania drogi do oprawców. Ruszyły falą w kierunku karczmy, niosąc ze sobą ogłupiałą Orianę i bez ceregieli wpakowały się do środka, rzucając się na zgromadzonych wokół Arlene panów. Ci jednak zachowywali się jakby nie dostrzegali tłumu wściekłych bab w najlepsze rozprawiając o zaletach walki pozycyjnej z zapasem alkoholu i nieprzytomną elfką pod bokiem. Czas stanął w miejscu a w powietrzu odezwał się głos:
-Ekhm...chciałem zauważyć, że do karczmy wpadł tłum oszalałych kobiet i rzucił się na panów z widłami...
nastała chwila ciszy i głos odezwał się ponownie:
-Po namyśle...Kobiety nie dostały się do środka, ponieważ drzwi zostały zabarykadowane ławami.
Puff, kobieca bojówka zniknęła, a tajemniczy głos ciągnął dalej:
- Jakiś nóż ciśnięty przez rozbite okno, trafia Mazrima w krocze, pozbawiając go otuchy życiowej.
Okno trzasnęło i lecący z dużą prędkością przedmiot trafił mężczyzne we wskazane miejsce. Plama krwi na spodniach Mazrima powiększała się szybko, ten jednak siedział obojętnie.
-Mazrimie, jak ci bez otuchy?- troskliwym tonem zagadał Aptekarz, jednak twarz bynajmniej współczucia nie wyrażała.
-Jakoś tak nijak...mam chęć na słodycze- wypiszczał człowiek.
Nagły rozbłysk światła oślepił na moment Orianę. Usłyszała jeszcze po raz ostatni tajemniczy głos:
-Arlene, usypiam cię, a twój topór Modok zmieniam w zwiędłego pora!
Gdy wróciła ostrość widzenia, wnętrze sali wyglądało tak, jakby żadne z minionych zdarzeń nie miało miejsca, nie licząc śpiącej na podłodze czarodziejki i orka, który stał obok z oklapłym warzywem w dłoni. Oriana siedziała przy barze popijając mleko, gdy jarzyna wylądowała w jej kubku, rozchlapując zawartość na twarzy dziewczyny. Elfka fuknęła cicho, ocierając buzię i bez namysłu rzucila pustym naczyniem w Modoka, trafiając go w łeb. Ten wyszczerzył kły wrednie, rozejrzał się i chwyciwszy Mazrima (biedak siedział najbliżej) rzucił nim w kierunku elfki. Nieprzytomna dziewczyna padła na podłogę, przygwożdzona ciałem mężczyzny.
Znów ciemność...i jakieś głosy...ktoś ją podniósł, położył na czymś twardym...
- To teraz kobiety śpią...proponuję mały rewanżyk...
- Jak mówiłem... na Kozaka!
- Hmm, brzmi intrygujaco...
Cisza...ciemność...
- No dobra. Plan jest taki. Mamy mroczną przywiazaną do stołu. Co dalej?
- Mamy obie przywiazane...
- Obie?
- Obie!
Rechot...
- Mam jeszcze ten proszek, jeśli potrzebujecie...
- Jaki proszek?
- Modok wie, w końcu jest meżczyzną.
- Skoro wie to używa, a skoro używa, to musi, o!
- Szkoda, ze nie ma Damrata...zobaczyłbym czy kuracja działa...albo Bhaudwina.
- Porzuciłby drogę cnoty....
- Heh, tak to w życiu bywa...Mamy dwie panny na stole i biadolimy o cnocie...
- Ja tylko niosę pomoc...Nie ma sie co wstydzić...
Stukot...skrzypienie podłogowych klepek...szuranie...
- Angrim, a ty gdzie?!
- Zrobić to co potrzeba.
- Zostaw ją tutaj, nie zabieraj widowiska...
Dalej nie było już nic poza ciszą.
Świadomość wracała powoli.
-Nadgarstki, kostki...bolą...dlaczego nie mogę się ruszyć?- myśli jak rozpędzony smok przebiegały przed głowę dziewczyny- Ktoś mnie uwalnia...to chyba Arevin, kochany braciszek...
Oriana usiadła, rozcierając obolałe przeguby. Rozejrzała się. Mazrim pykał fajkę w kącie, krasnoludzka brać toczyła zażarte kłótnie, a Nazar nie mógł zdecydować, czy ma już wyjść, czy nie, kręcił się więc w kółko, to wychodząc na zewnątrz, to zaglądając przez okno i wracając do środka. Nigdzie nie było widać Angrima i Arlene.
Topór ze świstem wbił się w blat tuż koło jej dłoni. Ork zaniósł się szaleńczym śmiechem.
-Modok tylko raz pudłować- zawył.
Elfka nie czekała na powtórkę i zeskakując ze stołu, ukryła się za plecami brata. Chwyciła barowy stołek z zamiarem natarcia na orka, ten jednak nadal szarpał się z toporem wbitym w twarde drewno. Celem stał się więc Mazrim z błogim wyrazem twarzy, wyraźnie proszący się, by wyrwać go ze stanu upojenia. Oriana rzuciła stołkiem, wskakując za bar, licząc, że tam zemsta człowieka jej nie dosięgnie. Na wszelki wypadek wystawiła na kontuar butelke spirytusu i pojednawczo pomachała białą flagą, na prędce skleconą z karczmarskiego fartucha i kija od szczotki. Nim jednak mężczyzna dotarł do baru, butelczynę podkradł Thordan, uciekając czym prędzej. Oriana ruszyła w pogoń, powalając krasnoluda. Wyrwaną brutalnie krasnalowi flaszkę odrzuciła Mazrimowi, który wyćwiczonym ruchem złapał ją zgrabnie. Niestety...butelka była pusta, widać krasnoludowie nawet w biegu opróżnić flaszkę potrafią. Mazrim, pocieszając się swoją magiczną buteleczką, wtulił się w pierś mateczki Arlene (której przed momentem tu przecież nie było). Zazdrosny krasnolud szarpnął za nogę mężczyzny i zaciągnął go do klapy w podłodze, spychając nieszczęśnika do piwniczki. W międzyczasie Nazar zaczął krępować Orianę sznurem, tej jednak jakimś cudem udało się wyrwać, może dlatego, że mroczny mag rzucił się do mocowania kłódki, na dobre zamykając Mazrima w magazynku.
-Dawać pochodnię!!!- zakrzyknął Thordan
-Puść go potworze!- zapiszczała Arlene, okładając krasnoluda pięściami.
-A mnie to spalić można było?- Krasnal pozostał niewzruszony i wybijając otwór w drzwiczkach, wrzucił do piwniczki płonącą żagiew. Arlene porwała orkowy topór i poczęla nim wymachiwać, a że topór cięzki, machała dość nisko. W rezultacie Nazar został skrócony w kolanach, krasnolud stracił jedynie grzywkę. Oriana wyswobodziwszy się wreszcie z plątaniny sznurów, zerwała się z dzikim okrzykiem:
-Mazrim, uciekaj wyjściem od podwórza, spotkamy się na tyłach!- elfka pędem rzuciła się w kierunku wyjścia i obiegła karczmę. Spomiędzy desek tylnych drzwiczek unosił się gęsty dym, nie myśląc więc wiele, dziewczyna rozwarła je wskakując do środka. Dym przesłonil jej widok, rozłożyła więc ręcę i kaszląc przeraźliwie ruszyła przed siebie. Natrafiwszy na czyjąś stopę, zaczęła ciągnąć ją w kierunku wyjścia. Zsapana dotargała bezwładne ciało przed frontowe wejście, z triumfem spoglądając na spiskowców. Jakież było jej zdumienie, gdy wewnątrz ujrzała Mazrima biegającego jak oszalały klepiąc rękami dymiący tyłek. Spojrzała pod nogi i w okopconej postaci poznała karczmarza. Nazar czołgał się właśnie przez próg, zostawiając za sobą krwawą ścieżkę. Dziewczyna wskoczyła mu na plecy.
-Kończ dzieło, ręce jeszcze ma!- krzyknęła w kierunku Mazrima, który wreszcie poradził sobie z pożarem zaplecza. Pożyczywszy miecza od Arlene, mężczyzna ruszył na wezwanie. Na drodze stanął mu jednak Thordan pozbawiając oręża...i obu ramion. Arevin ocknął się i z trzaskiem odstawiając kufel na stół, wyciągnął zza pasa igłę i nić. Zbierając porzucone kończyny z podłogi, ruszył w kierunku poszkodowanych. Alkohol zamroczyć go musiał, bo gdy skończył pracę, Nazar biegał na czterech rękach, zaś Mazrim próbował uchwycić jedną z czworga stóp kieliszek, ku powszechnej wesołości reszty towarzystwa.
-Chodźcie tu chłopaczki to was poprawimy- tłumiąc śmiech krzyknęła Oriana.
Nazar najwyraźniej nie chcąc ryzykować zwiał na najbliższe drzewo i zniknął w listowiu.
Nie było więc rady, elfki musiały poszukać dawcy dla Mazrima. Niestety, mężczyzna okazał się wybredny i wkrótce stos kończyn piętrzyć się zaczął pod progiem płonącej karczmy...
Ocknęła się z bólem głowy. Wszyscy, cali i zdrowi, otoczyli ją kołem, spoglądając z troską.
- Wódkę wypiła- Arevin powąchawszy kubek, z którego piła, skrzywił sie nieznacznie.
Oriana wzdrygnęła się.
-Nigdy więcej!- krzyknęła- Karczmarzu, mleka!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nazar
Cien
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:57, 25 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Cien z wielkim hukiem spada z drzewa, lecz zamiast syczec z bolu smieje sie spazmatycznie niczym oblakany w transie. Przez chwile stara sie cos wymamrotac pomiedzy salwami smiechu, wkrotce udaje sie wylapac pojedyncze wyrazy: Litosci .... moj brzuch ... przestancie ...
/koff Jak sobie przypomne to co sie wczoraj dzialo, teraz gdy to czytalem w pracy, ledwo sie hamowalem by nie wybuchnac smiechem i utrzymac chociaz troszeczke powagi. Oriana WIELKIE GRATULACJE - idealna z Ciebie kronikarka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazrim
Tropiciel
Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 250
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Oren koło Gdyni
|
Wysłany: Pią 16:21, 25 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
<ociera lzy rozbawienia>
O kochana fortuno, alem sie usmial. Pieknie ujelas to w slowa co wczoraj sie w naszej karczmie dzialo Oriano. Teraz czytajac znowu turlam sie ze smiechu. Coz, przynajmniej z wyborem tytulu problemu nie bedzie "Kronikarka". R E W E L A C J A. Kto nie byl niech zaluje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kazamar
Majstersztyk
Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Góry Elmor
|
Wysłany: Pią 17:28, 25 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Pinkne słowa..... hyhyh szkodo ze mnie tam nie było. <smieje sie>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Thordan
Dołączył: 15 Sie 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:01, 27 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
<klaszcze w dłonie, smiejąc sie gromko>
Ano, pikna hystoryja! Nijak zaprzeczyć nie lza, ze wódka zbawiennie na rozum działa! A co do posiedzenia w karczmie naszej, to niebawem i w wiekszym gronie wypadało by siedzieć!
<pociąga spory łyk wódki z butelki>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Celphie
Dołączył: 24 Wrz 2006
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z kłóliczej nory.
|
Wysłany: Pon 16:01, 25 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Lekarstwo. Zawsze go potrzebował wtedy, gdy wracały te.. wspomnienia. W głowie jego krzyk dzieci, odgłosy cięrpiących kobiet, rozpaczających mężczyzn... Na swój sposób uwielbiał to. Profesja zabójcy pisana mu była od samego początku. Zabijał dla przyjemności oraz zysku. Uwielbiał dręczyć swoje ofiary, obserwować ich cierpienie.
(...) Zabijanie mężnych wojów sprawiało mu ogromną przyjemność. Silni, nie poddawali się tak łatwo jego torturą, walczyli z własnym cierpieniem, gdy ten wbijał im klin w kolano, odcinał języki, łamał ręce. Obserwował ich bacznie. Starał się jednak nie pamiętać. Być obojętnym, pozbawionym emocji.
(...) Starania nie spełnione. Chore ambicje, chęć osiągnięcia celu.
Dysząc dotarł do karczmy. Uzależnienie prawie powaliło go na kolana...
(...) Trzask drzwi. Zakapturzona postać szybkim krokiem skierowała się ku barmanowi...
- Wino! Najlepsze jakie posiadacie!
Rzucił brzęczący mieszek na lade... Karczmarz skierował się do piwnicy. (...) Pił szybkimi łykami, wino ciekło po brodzie, po szyi...
(...) BŁYSK! Mężczyzna osłupiał. Stało się to, czego najbardziej się obawiał. Złoty pierścień na palcu wędrowca, i ta pieczęć... Szybko wybiegł.
(...) Już się nie pojawi. Nikt już się nie pojawi...
(...)Głośny śmiech zagłuszył atmosfere panującą w karczmie. Wstał, zostawiając opróżnioną butle na ladzie. Kierując się do wyjścia o mało co nie upadł.
Był pewien, iż już rozpoczęto kolejne łowy.
(...) Na zewnątrz zimno. Krople krwi, ociekające z jego ręki, upadające na śnieg malowały obraz ich zguby. Przybył po głowę, która znajdzie w tym samym miejscu, w którym podciął sobie żyły...
-------------
Co o tym sądzicie? Jest krótkie, ponieważ rejestracyjne
Szczere opinie, sugestie - mile widziane.
edit z 27.09.06: konto zostało przyznane Opowiadanie pisał mój kolega, który to właśnie starał się o konto. Ja mu je tylko poprawiłam (zmieniłam 99% tekstu ). i wcale się nie chwale
Pozdrawiam Fortuno!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Celphie dnia Śro 16:36, 27 Wrz 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angon
Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Skądinąd
|
Wysłany: Wto 7:39, 26 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
re Celphie:
No cóż, ja uczciwie przyznam, że czytając to od pewnego momentu nie wiem, ktory kawałek jest o kim. Takie zmienianie podmiotow troche miesza...choć w sumie nie wiem czy są dwa podmioty... Po prostu styl taki dla mnie troche niezrozumiały. Zapewne kwestia gustu.
Edit: Ale tak sobie myśle, jeśli dajemy swoje dzieła... to może lepiej każde w osobnym temacie?
Edit: Re up: No to dawaj swoje jakies :> Co to chwalic sie cudzymi?? Hem? A btw, to moze i ja cos wkleje... Pomysle nad tym :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|